Luty się nie zapowiadał a wyszedł całkiem udany kulturalnie. Dwa filmy obejrzane w weekendowe wieczory i dwa fantastyczno-horrorowe opowiadania od Sarah.
The Witcher: Sirens of the Deep
Netflix

Kolejny Netflixowy spin-off wokół Wiedźmina. Tym razem jednak Netflix wrócił do korzeni serii i oparli historię o jedno z opowiadań: Trochę poświęcenia ze zbioru Miecz przeznaczenia. Z jednej strony sugeruje to, że ekranizacja nie odpłynie jak serial, z drugiej to jest jednak anime, do tego showrunnerka została bez zmian. Ostateczny efekt jest… em… Mam ewidentnie problem z łykaniem mangowej konwencji i to nawet mniej ze względu na styl ilustracji, a bardziej przez sposób opowiadania historii. Wiedźmin nagle z grim-darkowej konwencji wylądował w high-fantasy z epickimi walkami i magią. Znaki, jakkolwiek potężne, to nie pełnowymiarowa magia a’la Yennefer, a kraken ma zazwyczaj jednak policzalną liczbę odnóży. Pierwotne opowiadanie (polegam tutaj na zdaniu K. bo za cholerę już nie pamiętam) nawiązywało do bajki Andersena o syrence, jednak ekranizacji bliżej disneyowej Arielce. Brakowało tylko aby w scenie, gdzie wiedźma odkrywa karty, wszyscy zaczęli tańczyć i śpiewać. Paradoksalnie najbardziej na plus odebrałam to, co względem pierwowzoru zostało zmienione, czyli zakończenie. Nie zdradzę, ale ładnie to rozegrano, ładnie..
Nosferatu (2024)
Reż. Robert Eggers

Popełniłam przed tym filmem dwa fundamentalne błędy. Poszłam na niego wieczorem, co skraca czas przed zaśnięciem a nocą, wiadomo, budzą się demony. Wypiłam także przed seansem kawę aby “nie zasnąć”. Oj, nędzna. Serce mi waliło jak oszalałe także bez dopalaczy. Remake Nosferatu z 1922 roku zdecydowanie dowozi. Jest magnetyzująco, przykuwająco piękny choć to uroda z grunty mrocznych, gotyckich, o klasycznych rysach. Ale wystawia w decydujących momentach ostre zęby i pazury, aby ujawnić się jako przerażająca bestia. Ujęcia ciemnego lasu, zamku hrabiego Orloka czy ciasnych uliczek niemieckiego miasteczka zapadają w pamięci, tak samo jak przepiękne kadry z uwodzoną przez demona Ellen… tak samo jak widok wampira w pełnej krasie i armii szczurów zalewającej miasto (w filmie zagrało 5 tysięcy tresowanych szczurów! whoa!). Wywołuje ciarki i zamraża krzyk w gardle w scenach walki w półmroku, w niedopowiedzeniu. Mam słabość do wampirów, mam słabość do starego Nosferatu, ale nowy film Eggersa broni się także ponad tymi moimi skrzywieniami. Strrrasznie dobra rzecz.
There’s a Door to the Land of the Dead in the Land of the Dead
Sarah Pinsker

Więcej Sarah! To krótkie opowiadanie, takie akurat na popołudniową herbatkę. Sarah utrzymuje leki, fantastyczno-horrorowy klimat, tym razem przenosząc akcję do parku rozrywki o nazwie “Land of the Dead”. Akcja rozkręca się stopniowo, opisując nieśpiesznie nietypowe miejsce i główną bohaterkę, drag queen w dojrzałym wieku, będącą przewodniczką po Świecie Umarłych… i nie tylko. I więcej już nic nie mówię, bo w takiej miniaturze każde zdanie to spoiler. To lektura ciepła, taka z gruntu otulających kocykiem, wprowadzającą elementy fantastyczne o krok w bok od naszej rzeczywistości i z podnoszącym na sercu zakończeniem. Opowiadanko można przeczytać pod linkiem: https://psychopomp.com/deadlands/issue-26/door/
Signs of Life
Sarah Pinsker

Mogłabym podmienić co nieco w opisie powyżej aby dostać generyczny akapit, sprawdzający się także w przypadku kolejnego opowiadania. W Signs of Life jednak wprowadzenie odebrałam jako zanadto przeciągnięte. Wierciłam się na krześle, czytając, dochodząc do połowy, dwóch trzecich opowiadania, i czekając na wspomniany wyżej “skok w bok” do alternatywnej rzeczywistości. A potem takim przedłużonym zawiązaniu akcji jest tylko chwila, jedna rozmowa i jedna scena, na odsłonięcie wszystkich kart: wskazanie tajemnicy, rozwiązania zagadki i wyjaśnienia motywów bohaterów. Z trzech przeczytanych rzeczy od Sarah ta mi najmniej siadła. Jeśli chodzi o fabułę: mamy wybierającą się na emeryturę gwiazdę telewizyjnych wiadomości, która jedzie odwiedzić swoją, niewidzianą całe dorosłe życie, siostrę. Dwie starsze kobiety po latach milczenia zaczynają ostrożnie odbudowywać relację. A ponieważ to fantasy horror to potem jest pierdolnięcie. Całość zamyka się w nieszczególnie zbalansowanych 12 tysiącach słów i jest do przeczytania tu: https://www.uncannymagazine.com/article/signs-of-life/