piątek, 23 sierpnia 2024

Zrzut #13

Jakoś taki kulturalny nie za udany okres. Ograłam parę krótkich gier z jednej serii, pooglądałam ciekawe zdjęcia. Pogoda raczej wypędza na zewnątrz niż sprzyja siedzeniu w mieszkaniu i robieniu rzeczy plus minus na siedząco.

W tle ponadto doczytuję ostatnie odcinki Subnormality, które w ostatnich opublikowanych komiksach mocno przesunęło nastrój na morowo-refleksyjny, jakieś stare numery Women’s Health, niezłej gazety o fitnessie, zdrowym stylu życia etc. którą pogrzebano z 1.5 roku temu. Nie szkodzi, backlog starczy mi na jeszcze kilka lat czytania… Choć do tych starych treści dziwnie się wraca momentami, czuć drogę jaką przeszedł fitness światek. Numer z 2018 roku z planem na “bikini body” zakładającym ileś tam treningów w tygodniu, dietę 1500 kcal i zabiegi antycellulitowe. Jak się robi bikini body w 2024? Bierze się body i zakłada bikini. Cieszy mnie, że powstaje taki content jak ten od Karoliny Czak albo Bena Carpentera.

Dobra, do rzeczy.

Samorost 1, 2, 3
Amanita Design

O Botanicule już swego czasu pisałam, Machinarium ograłam ale jakoś przemknęło bez tekstu. A te dwie, jak i kolejne 3 o których chcę napisać wyszły z tego samego czeskiego studia indie, wspaniałego Amanita Design. I już czekają na swoją kolej następne pozycje z ich repertuaru.

Samorosty to 3 gry, z których pierwsza była w ogóle pierwszą opublikowaną grą studia, w 2003 roku, a Samorost 3 został wydany przed 8 laty. Wszystkie łączy postać bohatera: małego gnoma mieszkającego na asteroidzie, który zostaje zmuszony do opuszczenia swojej przytulnej latarni. O ile destynacje oraz sam cel podróży są rozmaite, tak nie zmienia się, że to śliczna point and clickowa przygodówka z malowanymi tłami, klimatyczną muzyką i mnóstwem zróżnicowanych zagadek. Te ostatnie są o różnym poziomie trudności i “intuicyjności”. Jednak generalnie, kolejne części są coraz trudniejsze. Na szczęście w trzeciej udostępniono możliwość uzyskania hinta do rozwiązania, inaczej skończyłoby się na szukaniu w internecie. Kurde, nie odtworzę zapisu nutowego usłyszanej melodii, jestem do tego kognitywnie niezdolna. Gry są, jak już zapowiedziałam, króciutkie. Pierwsza część to kwestia 2, może 3 godzin, dwójka jest do zrobienia w 2-3 wieczory. Trzecia zajmuje już nieco więcej czasu, ale to wciąż kilka dni niespiesznego grania. Wszystkie mocno polecam, są dostępne na Steamie w okresowo bardzo okazyjnych cenach, a “jedynka” nawet za friko na stronie studia.


Zofia Rydet, Zapis socjologiczny 1978–1990

To w sumie follow-up po Dziejach polskiej wsi, o których pisałam ostatnio. Otóż jednym z artykułów w tamtym wydawnictwie było kilka zdjęć Zofii Rydet opatrzonych krótkim komentarzem. I tak się składa, że jej fotografię są dostępne online.

Cykl zdjęć Zapis socjologiczny miał sportretować człowieka w jego domu ale udało się przy okazji coś innego - uchwycić zmiany zachodzące na polskiej wsi. Miejsc i ludzi jest sporo, ale dla mnie najciekawsze były właśnie te wnętrza: wiejskie chaty, tradycyjnie podzielone na białą i czarną izbę, przedzielone sienią. Piec opalany drewnem lub węglem w rogu, wokół niego łóżka ze spiętrzonymi poduszkami i pierzynami. Drewniane domy, wybielone starannie od wewnątrz, z klepiskiem przykrytym dywanem, makatami i świętymi obrazkami na ścianach. A także, co mnie uderzyło, z praktycznym brakiem książek. Zofia Rydet sadzała swoich bohaterów na tle najciekawszej ściany i szerokokątnym obiektywem uchwycała większość wnętrza. Rejestrowała tych negatywów tysiące, spiesząc się złapać świat, który na jej oczach zanikał. Cykli w ramach Zapisu jest kilka: są też same domy, kobiety w progach, portrety w miejscach pracy, różne społeczne wydarzenia jak wizyta JPII itp. Ale jednak chaty! Z herbatą i nutką melancholii przeglądałam sobie tak odległy od mojego a przecież bliski świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz