środa, 3 kwietnia 2024

Zrzut #11

Marzec udany kulturalnie! Jeden rewelacyjny serial, jedna świetna powieść oraz jeden całkiem okejkowy film i dziwne anime.

Dune: Part Two
reż. Denis Villeneuve

Czekałam na ten film. Najpierw jednak strajki w Hollywood przesunęły premierę, a potem życiowe przeboje odsunęły wizytę w kinie na połowę marca. Z pierwszą częścią mam też bardzo pozytywne wspomnienia z nie do końca związanych w obrazem przyczyn, to była przełomowa randka, co jednak podniosło poprzeczkę oczekiwań. Co więcej, nie czytałam książkowej Diuny, i choć mgliście kojarzyłam o czym ona jest, dominacja motywu przewodniego nad innymi wątkami mnie zaskoczyła. Ustalmy — to opowieść religijnego wzmożenia związanego z pojawieniem się proroka, który prowadzi Fremenów do wojny przeciwko Harkonnenom. Są wątki romantyczne, polityka na wszystkich szczeblach gryzienia, od imperialnego po przepychanki o władzę w siczy, intrygujące rytuały. Jest też estetyka bliska moim gustom: trochę postapo, trochę arabskich motywów, sporo monumentalnego minimalizmu. Jest wreszcie muzyka Hansa Zimmera. Tylko, że… religijne ramy tej historii sprawiają, że nie potrafię nawiązać z nią emocjonalnego kontaktu. Patrzyłam na film przez gruby filtr własnego, porządnie ugruntowanego, ateizmu, przez który do tej pory przebił się chyba jedynie Żywot Briana.

Cunk on Earth
Netflix

Philomena Cunk jest dziennikarką komentującą bieżące i historyczne wydarzenia. Jest też spektakularnie niedoinformowanym dzieckiem ery internetu, YouTube’a i smartfonów. Ciśnie się na język słowa “tępa”… ale to jest ten moment kiedy osiągasz dno aby, niczym w Pacmanie (cytując samą Philomenę), wpaść w wyżyny geniuszu. Wypowiadane przez bohaterkę stwierdzenia prostują zwoje (How the wheel works is actually very simple (...) As the wheel pushes against the ground the pressure rolls the entire planet back and away from you.) a z zapędzania w kozi róg purnonsensu rozmawiających z nią faktycznych ekspertów grająca reporterkę Diane Morgan zrobiła rodzaj sztuki. Ten krótki mocument w konwencji deadpan ogląda się doskonale. Robiłam pauzy aby nie udusić się śmiechem i z upojeniem wracam do ulubionym gagów. (Cmokanie z zadowolenia). Doskonałe.



Pole Princess!!
YouTube Original

YouTube zrobił anime o rurce! Ze względów zaszłości historycznych i tematu nie mogłam tego zignorować… aby umocnić się w moich wnioskach. Przestałam oglądać anime dobre kilkanaście lat temu. Sposób narracji, zachowania bohaterów drażnią, a rysunek rzadko wpada w oko. Pole Princess jest na dokładkę anime brutalnie nisko budżetowym, z przygotowanymi kilkoma modelami bohaterów, animowanymi następnie komputerowo. W porównaniu z Chłopcem i gęsią to liga podwórkowa. Sama historia jest bzdurkowata i nie będę się do niej odnosić, natomiast co do rurki… Okazuje się, że twórcy poprosili kilka pro poledancerek do nagrania swoich układów w trykotach z czujnikami i na tej podstawie animowali potem bohaterki. W efekcie przejścia wyglądają jak powinny, figury są generalnie zgodne z rurko-fizyką i biomechaniką ludzkiego ciała. A następnie zjebali cały ten wynik ubierając bohaterki w fikuśne mangowe stroje i buty. Na rurce nie rozbieramy się bo lubimy świecić gołym tyłkiem/brzuchem/plecami ale skóra przylegająca do rury pomaga wykonywać najróżniejsze ewolucje. Ubrana jak bohaterki serialu, mogłabym się wokół rurki co najwyżej posnuć. Nie polecę tej serii, ale że to 7 odcinków po kilka minut to w ramach ciekawostki można pyknąć.

Ukochane równanie profesora
Yōko Ogawa

A na koniec podsumowania — książeczka. W sumie dość dosłownie, bo to krótka powieść. Historia koncentruje się wokół gosposi, jej kilkuletniego syna zwanego Pierwiastkiem, i wreszcie — profesora matematyki, którego pamięć nie sięga dalej niż ostatnie 80 minut… Ta trójka buduje żmudnie swoją relację, tworząc mosty porozumienia ze wspólnej fascynacji matematyką i baseballem. A, że sama mam w liczby wkręt, śledziłam wywody profesora z wypiekami na twarzy… aż do zabawnej sytuacji gdy sama postanowiłam zrobić zadanie opisane w jednym rozdziale, wyszedł mi inny wynik i głębokie oburzenie zgasił dopiero K. wskazując mi błąd w przyjętych założeniach. Ah, shit! Powieść ma nieco bardziej dramatyczne momenty, ale w ogólnym rozrachunku to feel good lektura na wieczory w łóżku. Czyta się to szybko, bohaterowie są ciekawi, akcja ma swoje meandry, a japońskie realia dodają egzotycznego smaczku. Miła rzecz!



Pst. Z jeszcze innych, przeczytałam na Wired kilka niezłych tekstów. Ten o Efektywnym Altruizmie to highlight w skonsumowanej ostatnimi czasy publicystyce z takim oto soczystym cytatem: It’s difficult to get a man to understand something (...) when his salary depends on his not understanding it. And all the more when his self-image does. Szkoda, że nie obiłam się o niego w momencie zauroczenia tą filozofią, choć do finansowego zaangażowania zmotywował mnie ostatecznie nie “rozsądek” ale poryw serce związany z wojną na Ukrainie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz