niedziela, 17 marca 2019

Usagi Yojimbo – Yokai

O mojej miłości do samuraja królika jakoś nie pisałam w tym miejscu. A tak się składa, że to najdłużej przeze mnie śledzona komiksowa seria. Mi na liczniku stuknęło 13 lat wczytywania się w jego przygody, a samemu Usagiemu, w międzyczasie, ćwierć wieku. Ponieważ czasem jest potrzebny wyłącznie pretekst, to Stan Sekai z tej okazji przygotował w całości kolorowy tomik przygód ronina. Oprawiona w twardą oprawę, wydrukowana na kredowym papierze, to jednak miniatura na 56 planszach. Przyjemnie się na to patrzy, rysunki Stana dobrze wypadają w tuszu i akwarelach. Zachowały swój charakter, a dostały dodatkowy wymiar. Gorzej z całą resztą, bo fabuły w tym tyle, że jej pełny opis mieści się w jednym akapicie na stronie wydawnictwa. Opowiedziana historyjka jest prościutka, znacznie poniżej tego co dostajemy w standardowych tomikach cyklu. Stan pisze, że chciał przygotować coś, co będzie przystępne i dla weteranów serii i nowych czytelników, ale powstała pozbawiona kontekstu opowieść o głębi Street Fightera.

Na plusik: kolor, wydanie i ujawnienie co nieco z historii tajemniczego łowcy demonów Satsuke. Na minus: historia, z dodatkowo jeszcze rozdętym podtytułem „powieść graficzna” na okładce. Takie 5/10, polecam wyłącznie fanom serii z zacięciem kolekcjonerskim. A jak Usagiego jednak jeszcze nie znacie, to Egmont wydaje teraz tomiszcza Usagi Saga (o takie o i jeszcze takie) z zebranymi wcześniejszymi tomikami, w dużej mierze już nieosiągalnymi poza allegro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz