niedziela, 31 stycznia 2016

Szachinszach

Hotel, kiedyś tętniący życiem, teraz jesteśmy jedynymi gośćmi. Rozpoczęła się już godzina policyjna, więc utknęliśmy znowu w swoim pokoju, za towarzysza mając jedynie radio skrzeczące w niezrozumiałym dialekcie. Stół zawalony jest papierami, notatkami, zdjęciami, wycinkami z gazet, książkami, taśmami do dyktafonu. Alkohol jest nielegalny, ale udało się zdobyć nieco whisky, tak popularnej za dawnych czasów, za rządów już nie tak popularnego szacha. Sięgamy po kolejne, leżące na blacie przedmioty…

Słowa, obrazy, dźwięki są punktem wyjścia do narracji. A ta płynie, przez ostatnie kilkadziesiąt lat historii Iranu, rozległą, spektakularną frazą Kapuścińskiego. Osoby dramatu, zdarzenia, ich przyczyny i skutki, spiętrzają się w opisie tego, co zdarzyło się w 1979 roku. Język Szachinszacha jest bogaty, wręcz barokowy, dominują zdania wielokrotnie złożone. Opowieść jest zniuansowana, prowadzona z wielu perspektyw, tak że jedno zdarzenie mamy nieraz szansę „obejrzeć” z kilku stron. Chronologię zaburzają wspomnienia, retrospektywy, dygresje dotyczące kultury, historii czy religii. Można by w tym potoku osób, wydarzeń, opisów utonąć, gdyby nie spinająca całość klamra: pokój hotelowy, radio, zdjęcie numer jeden, notatka numer jeden, zdjęcie numer dwa…

Chociaż pierwsze, co powinnam była zaznaczyć, to to, że w tekście walor literacki przeważa nad dosłownością relacji. Nie zrozum źle, tu nie ma fałszu, ale detale dotyczące miejsc, sytuacji, osób, dialogi są w dużej mierze przecież wymyślone. Gdy Kapuściński puszcza wodze wyobraźni nie robi tego jednak po to, aby sprowadzić nas na manowce, ale by budować tę wielowymiarową konstrukcję zrozumienia, co i dlaczego się właściwie stało. Dostarcza nie tylko opisu, ale i kontekstu zdarzeń, dla którego nawet umeblowanie pokoju późniejszej głowy państwa ma znaczenie. Literacki, ale reportaż, więc obok narracyjnej warstwy jest jeszcze poziom informacji. Przede wszystkim poziom informacji, bo ogrom wiedzy zdobytej i przekazywanej jest nie do objęcia jednym krótkim zdaniem.

Wreszcie, ode mnie. Do Kapuścińskiego byłam namawiana wielokrotnie, ale dopiero spontanicznie znaleziony na You Tube audiobook stał się bodźcem do przesłuchania całości. Jedna opowieść i na tym na pewno nie pozostanę, zwłaszcza że zaprzyjaźniony mol książkowy preferuje inne pozycje ;). Kawał dobrze napisanego tekstu i wartościowej wiedzy. A propos jeszcze samego nagrania: czyta Jerzy Radziwiłowicz i czyta świetnie, aczkolwiek… szybko. Aż czasami nie zdążyłam nacieszyć uszu językiem powieści, bo już byliśmy w innym czasie i miejscu. Pauzy, zdecydowana przewaga tekstu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz