wtorek, 20 października 2015

Witaj w piekle

Zarówno temat jak i schemat zdają się już dobrze znane. Jest gruba sprawa (rozpracowanie kartelu narkotykowego operującego m.in. w Juarez, mieście zwanym „Bestią” ) i jest dwóch śledczych (pozbawiony sentymentów wyga, który działa niejednokrotnie na granicy prawa, oraz wciąż wierzący w ideały żółtodziób) a intryga obejmuje najwyższe kręgi władzy… A jednak Sicario potrafi zarówno mistrzowsko zrealizować konwencję, jak i wyjść poza nią.

Doskonale napisani i zagrani zostali protagoniści: demoniczny „niezależny konsultant” Benicio Del Toro, błyskotliwa i rozpaczliwie dociekliwa agentka FBI Emily Blunt oraz wyluzowany rządowy agent Josha Brolina. Ich relacje są dynamiczne i pełne nieufności, niepokoju, niejednoznaczności realizowanych w zadaniu ról. Ta trójka tylko pozornie gra w jednej drużynie, ale też na pewno nie sprzyjają temu okoliczności. Obraz jest brutalny a atmosfera gęsta i paranoiczna. Już sam początek zapowiada to, czego będziemy świadkami. Rzędy zwłok wmurowanych w ścianę, wymiotujący funkcjonariusze, dramatyczny przebieg policyjnej akcji… Witaj w piekle. A jednak będąc jednoznacznie okrutny, film unika epatowania przemocą. Jasno wyrażona, nie została jasno dosłownie pokazana. Nie musi, bo nie tylko to napędza akcję, ale złożoność intrygi, to gdy jej kolejne szwy, kulisy wychodzą na wierzch, nieustannie przegrzewając napięcie. Wyprawa do Juarez do podróż do samego jądra ciemności, obserwowana z intymnej perspektywy głównej bohaterki.

Film zmontowany jest modelowo, a niektóre sekwencje – eskorta na drodze wjazdowej do Bestii – przejdą prawdopodobnie do podręczników scenografii. Wysokie ciśnienie jest aż nieznośne, bo odpuszczą nam twórcy tylko raz, w kanonicznej scenie „kumpelskiej popijawy”… który to schemat zaraz znowu przełamią. Sposób konstrukcji akcji każe mi tym samym nazwać Sicario bardziej filmem grozy niż sensacyjnym. Momentami zadrażnił obraz schematycznością dialogów (przypominając fatalny H), dwie godziny seansu wydają się niepotrzebnie długie… choć porzucenie którejkolwiek sceny wpłynęłoby przecież na jakość przedstawionej rozgrywki między kartelem a funkcjonariuszami. Jakkolwiek by to słowo nie przystawało: dostarczającej pierwszorzędnej kinowej rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz