sobota, 24 maja 2014

Kryminalny Wrocław

Koncentrując się na „kto zabił?”, rzadko pytamy o kondycję ofiar

Jeśli pisałam recenzje z wystaw to tylko w ramach luźnych wprawek na jakichś zajęciach. Pamiętam mgliście takie zadanie na wiedzę o kulturze (czy ten przedmiot jeszcze w ogóle istnieje?!) a potem długo, długo nic. Jakby nie patrzeć, 90% wystaw, które oglądam, ociera się o sztukę, a moje kompetencje w tym zakresie klasyfikują mnie gdzieś między troglodytą a analfabetą. Tuta ma być inaczej, bo jest crime myster, a pod ręką kryminalistyk hobbysta. No i jeszcze ten dreszcz emocji spowodowany tym, że wystawa jest 18+...

Zmasakrowane tkanki ofiar zakonserwowane w formalinie i ewidencja z miejsca zbrodni zestawione zostały z narzędziami mordu. Na ścianach i ekranach pokazywane są diapozytywy ze zbiorów Instytutu Medycyny Sądowej i Kryminalistyki Naukowo-Przyrodniczej, dodatkowo wiszą plansze z objaśnieniami i historią kryminalistyki we Wrocławiu. Wszystko pod hasłem „śladami Eberharda Mocka”, czyli bohatera cyklu powieści Marka Krajewskiego, bo też eksponaty obejmują okres pierwszej połowy XX wieku, rzucając światło na rodzaj i charakter popełnianych w Breslau przestępstw, stosowane metody dochodzeniowe i techniki zbierania ewidencji z miejsca zbrodni.

Temat jest tak szalenie chwytliwy, że wystawa momentalnie rozbudza apetyt. Eksponaty hm… intrygują i opowiadają historię, która od pierwszej gabloty wciąga odbiorcę. Jednak, tak jak zostajemy gwałtownie porwani, tak równie nieoczekiwanie porzuceni, bo całość zamyka się w jednej umiarkowanie przestronnej sali. Zabrakło także komentarza do niektórych przedmiotów czy zdjęć. Z jednej strony mamy planszę opisującą detale architektoniczne budynku Sądu we Wrocławiu, z drugiej – kilkadziesiąt zdjęć pocisków nieokraszonych zdaniem objaśnienia. Już dla tego co jest, warto wygospodarować półtorej godziny i kilkanaście złotych, jednak niedosyt pozostał. To było jak lizanie lizaka przez folijkę. Więcej, więcej!

1 komentarz: