Jak pisać o lekturze? Jak napisać cokolwiek o książce, która została poddana szkolnej wiwisekcji, przemielona w niepoliczalnie wielu opracowaniach, pocięta na strzępy w brykach, rozerwana na scenariusze lekcji? Jedynym rozwiązaniem wydaje się przyjęcie stricte indywidualnej perspektywy.
Po pierwsze – ciąg zdarzeń miał charakter nieintencjonalny. Padł mi telefon. Pożyczyłam inny aparat, po czym wepchnęłam do niego kartę SIM w złym rozmiarze i tym samym go też wyłączyłam z gry. Ostatnim urządzeniem, jakie mam, a które pokazuje godzinę, jest Kindle. I tym samym, zostałam sprowokowana do ładowania baterii czytnika i zgrania na niego jedynego e-booka, jakiego miałam nieprzeczytanego, odłożonego na dysku: Sklepów cynamonowych. Otwieram plik, aby zobaczyć, czy wszystko działa… Zaczyna się tak:
W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek.
Zachłysnęłam się. Jest 5 nad ranem, a ja pożeram litery, zachłannie, kompulsywnie. Tak dawno jak cokolwiek czytałam, tak dawno jak czytałam coś tak… dotykającego. Płonę, bo to mniej proza a bardziej poetycka impresja. W kadrach, fotografiach, Schulz buduje scenę. Podchodzi do niej analitycznie, rozkładając na części pierwsze poezji. Z pietyzmem wybiera detale, niuansuje obraz, zagląda w każdy zakurzony kąt miejsca, czasu, sytuacji. Otwieram serce w niemym zachwycie nad słowami słowami słowami, które płyną ze stron wartkim strumieniem. Drżę pod ich dotykiem. Litery delikatnie przesuwają się po skórze, nabierają mięsistości uchwycone w dłonie, pozostawione same sobie pieszczą brzmieniem, głaszczą chaos myśli w głowie. Wybuchają emocjami. Gasną gwałtownie. Pozwalam im wybrzmieć. W moich oczach, na moich oczach, rodzi się kosmos metafory, alegorii, metafizyki…
Narratorem zbioru onirycznych opowiadań, bez przesadnego pietyzmu osadzonych w rzeczywistości, jest kilkunastoletni chłopiec. Już zdążył wyrobić sobie zmysł krytycznej oceny, celnej puenty, ale jeszcze daje się porwać fantastyczności dziecięcej wyobraźni. Quasi-autobiograficzne opowieści mają w sobie zaklętą magię, ale też stanowią wyzwanie dla wrażliwości estetycznej. Jeśli jeszcze masz w sobie choć echo wierszy, czytaj.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz