Generując niestrudzenie te bele tekstu, wciąż się obawiam przedstawiać zdanie odrębne. A w przypadku Grawitacji poszło przecież na noże, bo krytyczne opinie padały ze wszystkich stron. A chodziło chyba o rozdźwięk między przewidywalną fabułą, piętrzącymi się zbiegami okoliczności, depresją granej przez Sandrę Bullock Dr Ryan Stone a chwytającym za gardło wizualnym majstersztykiem. Gdy dałeś się porwać akcji, nie mogąc równocześnie oderwać wzroku od obłędnych zdjęć kosmosu i Ziemi, animacji wschodu Słońca nad niebieską planetą… I jeszcze wzmocnionych efektem 3D, tak, że kosmiczna otchłań stała się wręcz boleśnie odczuwalna, a samotność dryfujących po bezkresnej próżni bohaterów – przerażająca. Na wyciągnięcie ręki jest stan nieważkości, przenikliwe zimno tej otchłani, jej martwa pustka. Nie pamiętam filmu równie sugestywnie przedstawiającego kosmiczną otchłań… I wtedy to przestaje mieć znaczenie. Stoisz naprzeciw wielkiej ciszy.
Formalnie bohaterów Grawitacja ma dwóch. Ona – naukowiec – na pierwszej, i on — weteran – na ostatniej misji. Gdy kosmiczne odpadki zniszczą ich prom i odetną im drogę ewakuacji, komunikacja z Ziemią zostanie przerwana a zapasy tlenu będą na wyczerpaniu – zostanie jedynie polegać na sobie. I mimo, że Grawitacja jest kinem akcji, to nie zabrakło refleksyjnych rozmów, długich ujęć, rozciągniętego na całe minuty milczenia. Bezgraniczna przestrzeń wzmaga strach, stan nieważkości podkreśla bezradność. I nawet gdy Ryan wzywa Boga – rozumiemy ją doskonale. Bliżej Stwórcy już nie będzie.
Film jest technicznie doskonały. Już pierwsze ujęcie przy teleskopie Hubble’a robi wrażenie, łącząc umiejętnie elementy ekspozycji postaci, zawiązania akcji i zarysowania fizyki kosmicznej próżni, odurzając równocześnie panoramami. Pracą kamery operator potrafi wykreować zarówno grozę klaustrofobicznych wnętrz stacji kosmicznych, jak i bezkresnych przestrzeni. Oglądając ten kosmiczny spektakl zawiesiłam niewiarę, chłonąc go każdym porem skóry. Grawitacja to emocjonujący film akcji, a równocześnie niezbyt poruszający dramat. Jeśli już nie potrafisz tego ostatniego elementu zignorować – pomyśl, że przynajmniej obejrzysz widowisko porównywalne z Avatarem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz