środa, 29 sierpnia 2012

Zlemiłam

Przeczytałam Lema bez Lema. To jest: antologię poświęconą Lemowi z bliską zeru znajomością książek Lema. Wiem, że „Lem” padło w dwóch ostatnich zdaniach parokrotnie, ale punktuję ten fakt, przyszpilam do papieru, wypalam na ekranie, aby uchwycić kuriozum sytuacji. Z założenia proces czytania miał zostać domknięty publikacją recenzji na łamach. Wycofuję się teraz z tego planu raczkiem, ograniczając się do stwierdzenia, że antologia wygląda dobrze także z żabiej perspektywy…

„Głos Lema” został wydany z okazji 90-lecia urodzin pisarza. Zbiór otwiera Jacek Dukaj, który w ironicznym wstępie rozlicza się zarówno z komercyjnymi inklinacjami projektu, jak i z jego z góry skazaną na porażkę misją. Jak dowodzi, zadanie, które miałoby polegać na „pisaniu Lemem”, nie ma szansy na realizację, m.in. w konsekwencji braku „reprezentatywnej próbki” twórczości tego pisarza, publicysty i filozofa. Antologia stanowi zatem próbę nie tyle wyekstrahowania „esencji lemizmu”, ile przeniesienie Lema w XXI wiek, z współczesnymi transhumanistycznymi dylematami, wiedzą ale i dotkliwą świadomością ograniczeń naszej techniki, dramatyczną utratą wiary w rychły podbój kosmosu.

Jako całość zbiór prezentuje się różnorodnie. Jedni sięgną do przepastnego worka z twórczością Lema, czerpiąc to z „Bajek robotów”, to inspirując się recenzją nieistniejącej powieści z „Doskonałej próżni”. Inni nawiążą tematem, poruszając problemy tożsamości, kontaktu z obcym, granicy między ludźmi a maszynami. Jeszcze inni wybrali pobocza wskazanej drogi, z Lemem wiążąc się tylko tytularnie (opowiadania „Stanlemian” Orlińskiego, które jest po prostu kolejnym opowiadaniem o VR, czy bełkotliwy „Rychu” Nowaka). Czy zadany dwunastu pisarzom cel zostaje zrealizowany? Em… nie mam pojęcia. Na pewno jednak nie ma w antologii dwóch takich samych pomysłów.

A skoro już nawet nie udaję, że wiem o czym pisze, to mogę przynajmniej wyrazić własny zachwyt nad trzema tekstami. „Trzynaście interwałów Iorri” to opowiadanie, które przenosi nas w rzadko eksplorowany świat cywilizacji z końca skali Kardaszewa. Potężny Konglomerat dąży do zachowania wiedzy o coraz zimniejszym świecie. W tym posthumanistycznym sf narracja taktowana jest kolejnymi interwałami, spadkami mocy wynikającymi z permanentnego niedoboru energii. Imponuje rozmach wizji Piskorskiego, nieco gryzie zbyt „ludzkie” zakończenie. „Płomieniem jestem” Skalskiej to z kolei historia pierwszego kontaktu. Obcy to jednak kobieta w zaawansowanej ciąży, a zamiast thrillera dostajemy cichą tragedię o samotności. Interesujące są „Opowieści kosmobotyczne” Haki, w których, wykorzystując do tego hasła encyklopedyczne, snuje on intergalaktyczną epopeję Io Tychona. Cytując „słownik postaci literatury nieznanej”: „badacza kosmosu, podróżnika, włóczęgi, a czasem kosmicznego rozbitka (…), kartografa i łowcy kosmicznego złomu, kolekcjonera osobliwości, niekiedy – najczęściej nieświadomie – szpiega ziemskich służb specjalnych”. Wychodząc od postaci głównego bohatera, Haka opisuje dwanaście innych indywiduów, łącznie tworząc intrygującą, nieliniową narrację. Tekst mocno nawiązuje do twórczości Lema przyjętym stylem wypowiedzi oraz zastosowanymi motywami fabularnymi… który to element mnie rozłożył na łopatki.

Jak to w każdej antologii, tak i w tej, są teksty dobre, przeciętne i nieporozumienia. Jej największą siłą jest niewątpliwie wspomniana różnorodność ujęć, dzięki której z dużym prawdopodobieństwem fan każdej odmiany sf znajdzie tu coś dla siebie. Mimo miejscowych nieporadności teksty są także niezłe warsztatowo. Przy czym, lekturę zacznijcie od samego Lema, aby przyjemności czytania nie ukręcać karku brakiem osadzenia w kontekście…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz