Konfrontacji z „Królem Jezusem” się nieco obawiałam. I zgodnie z przewidywaniami – nie było bezboleśnie. Robert Graves nie uznaje kompromisów, w jego powieści immersja jest pełna.
Graves akcję „Króla Jezusa” osadził na Bliskim Wschodzie, w 1 wieku n.e. O ile Rzym przedstawiony w „Ja, Klaudiusz”, najbardziej znanym dziele Anglika, mógł bazować w większym lub mniejszym stopniu na szkolnej wiedzy, tak Jerozolima za czasów Chrystusa jest białą tablicą. Poprzeczka zatem jest od początku umieszczona wysoko. Nie ułatwia zadania także niezwykle obszerna wiedza Gravesa, którą chętnie się dzieli, wsadzając w usta postaci komentarze polityczne, każąc im toczyć religijne dysputy i czyniąc bohaterów znawcami prawa mojżeszowego. Po pierwszym rozdziale wzięłam głębszy oddech, otworzyłam encyklopedię i, tym razem już powoli, zanurzyłam się w tym świecie. „Król Jezus” okazał się wart tego kursu literackiego oddychania pod wodą.
Fabuła książki obraca się wokół losów Jezusa, od zdarzeń poprzedzających narodziny, po śmierć. Nie jest to jednak apokryf, bo wedle hipotezy autora Chrystus był faktycznym królem żydowskim, wnukiem Heroda, synem Miriam z królewskiego rodu. Dziedziczony po matce tytuł królewski miał mu dać prawo do tronu, które utracił po części na własne życzenie, po części w wyniku politycznej intrygi. Niezmiennie natomiast jest prorokiem Jahwe, uduchowionym mędrcem głoszącym zbawienie w Królestwie Niebieskim. Odcina się przy tym Graves od biblijnego mesjanizmu. Czynione przez Jezusa cuda okazują się rozbuchaną plotką, metaforą, która z czasem zaczęła być rozumiana dosłownie, wreszcie bajką tworzoną przez prostych ludzi, którym niewielka wiedza każe tłumaczyć rzeczywistość religią. Sam Jezus jest człowiekiem właściwie pozbawionym wad, rzadko widać rysy na jego perfekcyjnym wizerunku. Bohater pozostaje do końca jednak niemalże przeźroczysty. Stąd sensacyjność tej powieści wydaje się bardziej elementem marketingu niż rzeczywiście wynika z fabuły. Znacznie radykalniejszy jest pod tym względem chociażby Bułhakow w „Mistrzu i Małgorzacie”.
Obok ciężaru kulturowego głównego motywu, jakoś niezauważenie przemyka konkluzja, że „Król Jezus” jest przede wszystkim znakomitą powieścią. Charakterystycznie konstruowana jest narracja, zamykająca akcję w ramach poszczególnych rozdziałów, często składających się z jednej długiej sceny. Obszerne dialogi i długie ujęcia może nastręczałyby problemów gdyby nie fenomenalny język. Gęsty, esencyjny, imponujący bogactwem. Zwłaszcza, że Graves stawia sobie za cel oddanie sposobu formułowanie myśli właściwego bohaterom – naturalnego względem ich pozycji oraz miejsca akcji, oddającego ich mentalność, osadzonego w ówczesnej kulturze, odnoszącego się do Prawa. Realizuje to zadanie nie tracąc na dynamice akcji. „Król Jezus” jest o tyle nietypowy, że przecież od początku wiemy jak się skończy. Wprowadzając jednak licznych pobocznych bohaterów, rozwijając przed nami cały wachlarz wydarzeń implikujących lub będących skutkami tych opisanych w Biblii, autor buduje napięcie, porywając czytelnika.
Zostaje wreszcie sama hipoteza pochodzenia Chrystusa. Graves twierdzi, że jest ona oparta na źródłach historycznych. Sama powieść jednak do niej nie przekonuje, zwłaszcza, że autor unika podania bibliografii, zasłaniając się jej obszernością i złożonością niezbędnego komentarza. W konsekwencji książkę czyta się jak doskonale osadzoną w konkretnych realiach fikcję literacką. Korona na głowie mesjasza nie jest zresztą jedyną teorią autora. Wiele miejsca poświęcone jest stwierdzeniom związanym z przenikaniem się kultów, przejmowaniem starych symboli przez nowe religie. Nie elektryzujące tak mocno jak główna teza, potrafią jednak męczyć, kiedy stają się tematem rozciągniętych na kilka stron dyskursów.
Ostatecznie otrzymujemy jednak dzieło zamknięte, imponujące komplementarnością i rozmachem świata przedstawionego, porywające językiem, przykuwające uwagę przed nietypowe ujęcie starego, dobrze znanego i nieco pikantnego tematu, jakim jest żywot Chrystusa. Entuzjaści powieści historycznych, gotowi na wyzwania miłośnicy prozy czy po prostu koneserzy dobrego języka w literaturze, powinni ze spotkania z „Królem Jezusem” wyjść zwycięsko.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz