
Wiadomo, że to nie miało prawa się udać. Ostatecznie spotkaliśmy się w czwartkowe południe nie z żądzy przygód, sławy, skarbów i expeków, ale aby odnieść spektakularną klęskę. Okoliczności były, jak zwykle, niesprzyjające. Nasz międzygalaktyczny krążownik właśnie próbował uciec przed białą dziurą. Z całej floty tylko my zostaliśmy w tyle. Nieprzeszkolona załoga, niekompetentni oficerowie, przypadkowi turyści i wywożeni na kolonię karną więźniowie na statku poprzedniej generacji. Jak w tych serialach: główni bohaterowie uciekają z zasadzki, a w tylnym lusterku widać jednostki pełne statystów, właśnie rozwalane przez obcych. Tylko, że… teraz to my widzimy tyłek spieprzających bohaterów. I mamy obcego na pokładzie. I zdrajcę. I ultra-pacyfistyczny gwiezdny kult, który niewątpliwie stanie się pretekstem do kolejnych feralnych wydarzeń. I biały, nieustannie zbliżający się, horyzont za oknem … Prawdę powiedziawszy, to pożarcie przez białą dziurę wcale nie musi być najgorszą opcją…
White hole to nowy setting do Fiasco. Umieszcza miejsce akcji w kosmicznej pustce i zmusza graczy do konfrontacji z białą dziurą, nieobserwowanym wcześniej ewenementem o nieznanej naturze. Oczywiście jeden kłopot to za mało, więc stawkę uzupełnią ksenomorfy, zdrady, spiski , mniejsze i większe przekręty wśród załogi oraz dziwaczne gwiezdne kulty.
Pierwsza uwaga – do settingu dodano mechanikę mającą symulować rosnące zagrożenie ze strony białej dziury. Jednak, że żadne z nas nie przeczytało rozdziału w Companions, do którego odwoływał się opis rozwiązania… siłą rzeczy sobie tę zasadę odpuściliśmy. Czy słusznie? Chyba nie, bo ostatecznie, w natłoku innych problemów, lej motyw White hole totalnie zniknął nam z oczu i nie miał wpływu na wydarzenia. Graliśmy w czwórkę, co wydaje mi się zresztą perfekcyjną liczbą graczy we Fiasco. Pozwala na zbudowanie złożonych relacji a przy tym zachowuje dynamizm akcji, który ma tendencję do wyhamowywania przy –nastej scenie w wariancie na pięciu graczy. Na załogę złożyli się:
• Rayan. Oficer służb bezpieczeństwa, aktualnie – głównodowodzący na statku. Skurczysyn, który aby uratować własny tyłek nie zawachał się poświęcić życie kilkudziesięciu ludzi. Grany przez Adama.
• Brun. Weteran wojen kosmicznych, odznaczony dzisiątkami medali bohater, brał udział w niezwykle niebezpiecznych badaniach w pobliżu horyzontu czarnej dziury. Uznany autorytet, w rzeczywistości niezbyt ogarnięty, nie mający wiele do wniesienia w dyskusjach. Grany przez pempola.
• Jayne. Młoda absolwentka szkoły oficerskiej, do której wstapiła zainspirowana przez Bruna, jej idola. Podkomendna Rayana. Wyznawczyni kultu gwiazd, pacyfistka, głosząca konieczność wybaczania, niosąca przesłanie miłości. Odmówiła zabicia obcego co skończyło się śmiercią nie tylko całej załogi, ale także wysadzeniem w powietrze statku, który nam przybył na ratunek. Grana przeze mnie.
• Thomas. Ex-szmugler, na statku przebywał przy okazji transportu z kolonii karnej. Kiedyś zdradził Rayana. Cwaniak, człowiek, który potrafiłby przeżyć w próżni. Facet, który najmniej z ekipy może, a najwięcej umie. Grany przez Wanickiego.
Druga uwaga – udało się zmontować kilka równoległych „problematycznych” wątków, które, skumulowane, doprowadziły do finałowej, tak pożądanej porażki. Jednak wydaje się, że setting nie jest zbalansowany. Brak relacji crew members spacyfikował nam wątki knujno-szpiegowskie, z kolei religion, wprowadzające gwiezdny kult, wydaje się dodany na siłę, aby było te wymagane w Fiasco 6 pozycji. Wątek kultu ciągnęłam swoją postacią, ale poza wprowadzaniem jako element humorystyczny, nie znaleźliśmy dla niego miejsca w historii. Ostatecznie, zamiast czegoś w stylu Babilon 5 wyszedł nam groteskowy Dead space, co może nie było efektem pożądanym, wciąż jednak zabawnym.
Summa sumarum – zagrałabym w White hole jeszcze raz, aby sprawdzić jak działa z opcjonalną mechaniką związaną z białą dziurą oraz z innym zestawem relacji. No i aby spróbować mocniej osadzić fabułę w settingu. Na sesji bawiłam się nieźle, pozostaje jednak niedosyt, że nie do końca to twórcy mieli na myśli… Jakby ktokolwiek się tym przejmował. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. W końcu w Fiasco bardziej niż o cokolwiek innego chodzi o to aby się pośmiać, konstruując najbardziej wykręcony i wielopiętrowy domek z kart, tylko po to aby runął w ostatniej scenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz