
Ola Tokarczuk napisała kryminał rustykalny. Żadne tam malownicze odludzie, rodem z „Mężczyzn którzy nienawidzą kobiet” — odcięty od świata, pozorny synonim wolności, a w rzeczywistości klaustrofobiczna, zamknięta przestrzeń. Miejscem akcji „Prowadź pług swój przez kości umarłych” jest polska wieś. Z mlekiem od krowy prosto z Biedronki, wąsatymi bezrobotnymi bezproduktywnie trawiącymi czas na mostku nad strumieniem oraz wiejskim dentystą, który stracił prawo do wykonywania zawodu, a klientów znieczula wódką.
Centrum życia towarzyskiego jest najlepiej zaopatrzony w okolicy lumpeks, a główną atrakcją — huczne obchody otwarcia nowej kaplicy i impreza w remizie. Tokarczuk tak przy tym żongluje „swojskimi” motywami, że wychodzi jej pierwszorzędna groteska, nie przeistaczając się w Prachettowską farsę. Równocześnie jednak powieść nie traci na dramatyzmie, główna intryga wciąga, a plejada barwnych bohaterów ożywia świat przedstawiony.
Nietypowy jest protagonista. Przywykliśmy, że na poszukiwanie mordercy wyrusza neurotyczny mężczyzna „z przeszłością”. Detektyw jest skory do brawury, nie dba specjalnie o wygląd zewnętrzny, ale jest obdarzony zwierzęcym magnetyzmem, który przyciąga bohaterki. W „Pługu...” natomiast śledczy jest nauczycielką na emeryturze, entuzjastką astrologii, miłośniczką Blake’a, która, co sama zapowiada na samym początku, nigdzie nie rusza się bez glukozy, a wieczorem starannie myje stopy bo osiągnęła wiek, w którym człowiek nie wie gdzie się obudzi. Głównym tropem w sprawie będą natomiast horoskopy denatów oraz ślady raciczek na śniegu. Tokarczuk dokonała niemalże niemożliwego, bo miast takiego bohatera zepchnąć w tło, jako element kolorytu lokalnego, uczyniła z niego postać wiarygodną, której motywacje, choć pokręcone, są dla nas zrozumiałe i na swój unikalny sposób logiczne. No i, co jak co, ale Janinie Duszejko odwagi oraz widowiskowych akcji odmówić nie można.
Tokarczuk uległa pokusie napisania książki innej od swojego dotychczasowego dorobku, i konwersja ta wyszła jej nieźle. Przesunął się też „ciężar zainteresowań”. „Pług...” jest dowcipny, ale podszyty mocnym kontekstem pro-ekologicznym — autorka zajmuje zdecydowane stanowisko przeciwko znęcaniu się nad zwierzętami. Z całej tej konstrukcji wyłania się powieść świetnie napisana, z wartką wciągającą akcją, ale równocześnie nie pozwalająca na zaklasyfikowanie siebie jako przyjemnego czytadła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz