piątek, 15 stycznia 2010

Kobieta, która nie cierpi bestsellerów

Recenzja "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet" Stiega Larssona

Nie czytam bestsellerów systemowo. Bo to pewien typ książek, który wydaje się zaprogramowanym na sukces, przez wyciągniecie średniej z gustów ludzkości, z pomysłem na siebie wyrównanym pod ostatnie trendy. Zgrabne historie lekko napisane i w żaden sposób niezobowiązujące. Pasza dla oczu i myśli w komunikacji miejskiej. A to się żre z moim pomysłem na literaturę, która ma drażnić i męczyć, prowokować, nachodzić i nękać... Mogłabym jeszcze napisać, że nie lubię bestsellerów bo są napisane tym poprawnym, gładkim i niecharakterystycznym do bólu stylem, i że dobrze zaimpregnowana we mnie niechęć do wszystkiego co lubią wszyscy każe spoglądać z wrogością na zestawienia Top10 sprzedaży, i że wyniosłam z dzieciństwa traumę dostawania ton całkiem nieadekwatnych książek, i że nie docenia się pokrytej platyną czasu klasyki, i że całkiem ale to całkiem nie mogę znieść tanich romansów, teorii spiskowych i ich kiepskich ekranizacji... ale zamiast tego napiszę jednak dlaczego pierwszy tom Millenium był świetny.

Kryminalna intryga kręci się wokół tajemniczo zaginionej przed trzydziestoma laty młodej dziewczyny. Jej wujek postanawia przed śmiercią podjąć ostatnią próbę rozwikłania zagadki. Najmuje dziennikarza Mikaela Blomkvista do przeczesania obszernego materiału dowodowego i znalezienia nowych tropów. Nie brzmi jakoś szczególnie porywająco? Problem okazuje się klasycznym zamkniętym pokojem. Nie zepsuję jeśli powiem, że schemat został przełamany ale wciąż ta historia nie jest tym co wbija w fotel w czasie lektury. Tylko o co może chodzić w kryminale jak nie o śledztwo?

Po pierwsze – kwestie społeczne. Bo „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” jest jest właśnie o mężczyznach nienawidzących kobiety. Przemoc przewija się w większości wątków książki. Larsson buduje pełną galerię ciężko doświadczonych bohaterek, opisuje w jaki sposób zostały przez okrucieństwo ukształtowane i jak walczą o normalność. Niepokój wzmacnia miejsce akcji. Zamiast wielkiego miasta otrzymujemy duszną i nieprzyjazną prowincję. Brak anonimowości jest pułapką, tutaj nie ma tajemnic. Równocześnie jednak zmowa milczenia każe ukrywać osobiste dramaty. Jak w lupie Larsson przygląda się mechanizmowi powstawania i społecznego cichego akceptowania przemocy. A potem przekłada to na konkretne statystyczne dane. Krótkie noty przy stronach tytułowych poszczególnych części powieści brutalnie uświadamiają o powszechności zjawiska.

Po drugie – bohater. Detektyw jest dziennikarzem gospodarczym, który rozwiązał w swoim 40-letnim życiu jedną kryminalną sprawę i to przez przypadek. Blomkvista można polubić i jako niekontrowersyjny, spokojny, intelektualny typ jest wygodnym głównym bohaterem. Nie jak Lisbeth Salander. Biseksualna hakerka z płaską klatką piersiową i zaburzeniami psychicznymi dosłownie nie mieści się w powieści. Jej osobowość rozsadza historię, spycha morderstwo i Mikaela na drugi plan. Zbuntowana, społecznie niedostosowana i zaprzeczająca wszystkim klasycznym atrybutom kobiecości absorbuje całą naszą uwagę. Złożoność tej postaci jest jednym z największych atutów książki, chociaż przyjęcie jej perspektywy przychodzi z trudem. Przez to obserwowanie jej oczami neutralnego obserwatora – Blomkvista – pozwala ją pełniej opisać niż gdyby mówiła we własnym imieniu. Niezależnie od tego w jakim stopniu Larsson to zaplanował to połączenie dało świetny rezultat.

„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to dobrze napisana, wielopoziomowa i pełna powieść. Wątek kryminalny wydaje się być bardziej pretekstem do poruszania problemu przemocy wobec kobiet niż główną siłą napędową fabuły (choć kilku dobrych zwrotów akcji nie mogę mu odmówić). Wciąż nie jest to jednak odpychające studium bólu ale po prostu mocne czytadło. A długie zimowe wieczory, śnieg zalegający na ulicach i mróz pozwalają z łatwością przywołać ponurą atmosferę Hedeby.

PS. Rewelacyjny artykuł Ireka Grina o skandynawskim kryminale.
PS. Nie, nie napiszę nic o filmie na A. Do tego, że jest wtórny artystycznie i fabularnie a przy tym ładny i z wykopanym 3D wszyscy już doszli.

2 komentarze:

  1. Faktycznie, mozna sie zgodzic, ze watek kryminalny jest srodkiem do ukazania przemocy domowej. Problem spoleczny, o ktorym pisze Larsson wydaje sie jednak zgola inny. Szwecja panstwo zadeklarowanego socjaldemokratyzmu, z zasada pomocniczosci i niewidzalnej reki wpisana w Konstytucje, panstwo stroza nocnego, nie moze rozwiazac problemu Lisabeth. Stworzony system nie jest w stanie jej pomoc. Jej innosc, odstepstwo od sredniej, nie pozwala na postawienie x w stosownej rubryce przy jej nazwisku. Wydaje sie ze Larsson skupia sie na problemie Szweckiej systemowosci, niz relacjach rodzinnych, jednak widac to dokladie, dopiero po przeczytaniu kolejnych 700 stronach tomu 2 i tyluz 3, ktore goraco polecam.
    Varth

    OdpowiedzUsuń
  2. No a ja pozwolę się nie zgodzić :P. Czytałam tylko pierwszy tom i problem kuratora Salander jest tam opisany i uciszony po jakichś 100 stronach... Zaczęłam czytać 2 i tam wątek wraca, jednak krytyka systemu społecznego w "Mężczyznach..." jest bardziej zarysowana niż przedstawiona. Lisbeth jest mimo wszystko postacią drugoplanową w tym tomie i nadawanie jej historii roli głównego motywu książki to lekką nadinterpretacja :P.

    Z tego co wiem późnej to się zmienia ale to zweryfikuję w swoim czasie. 2 pozostałe tomy już czekają na półce ;).
    No, i dzięki za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń