
Grany przez Heathera Ledgera bohater za lustrem zmienia twarz. Jest oszustem i w krainie marzeń staje się tym kim chciałby się stać. A raczej nie jest tym kim nie chciałby być – sobą. To genialne w swojej prostocie rozwiązanie pozwala zachować spójność fabuły mimo śmierci Ledgera w czasie kręcenia zdjęć. A mimo to, za sprawą całkiem prawdziwej magii Gilliana, czuć go w każdej scenie, zwłaszcza w tych, w których go nie ma. No i diabeł! Rewelacyjny Waits, niezmiennie w meloniku. „Zagrała” to może dużo powiedziane o Lilly Cole, ale w roli Valentiny sprawdziła się doskonale. Jej dziwna twarz lalki zawiesza tę postać w czasie, nie pozwala dookreślić jej wieku tak, że Valentina twierdząca, że ma 12 lat wcale nie musiała blefować. A przy tym ma w sobie tajemniczą, nieśmiałą seksualność. W dużym stopniu dzięki scenografii i strojom, bo oprawa wizualna tego obrazu jest spektakularna. Z jednej strony przykurzona, fascynująca stylistyką przywodzącą na myśl cyrk sprzed ponad 100 lat i... wysypisko, z drugiej – oszałamiająca mnogością barw, ich intensywnością i surrealistycznymi krajobrazami. Pod koniec ta kakofonia obrazów zaczyna się przeradzać w chaos, ciężki do zrozumienia i z drażniącą ścieżką muzyczną ale wciąż broni się mocnym kontrapunktem. Jakim? Aby się przekonać będziecie musieli się wdrapać na górę Parnas. Tak jak Tony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz